Anonimowi, wolni użytkownicy sieci czy sprofilowani odbiorcy usług internetowych - relacja po spotkaniu

Artykuł
12.07.2013
8 min. czytania
Tekst
Image

Tak bardzo przestraszyliśmy się Orwella, że wybraliśmy Nowy Wspaniały Świat Huxleya - stwierdził Michał "rysiek" Woźniak, jeden z uczestników zorganizowanego przez nas spotkania na temat profilowania konsumenckiego, podczas którego zastanawialiśmy się jak bardzo ten wspaniały świat nas zachwyca, a jak bardzo niepokoi. W spotkaniu wzięli udział eksperci i praktycy: Piotr Prajsnar, prezes zarządu Cloud Technologies S.A., Maciej Samcik, dziennikarz działu ekonomicznego Gazety Wyborczej, Jacek Wójcik, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej oraz Michał "rysiek" Woźniak, prezes Fundacji Wolnego i Otwartego Oprogramowania.

Pokusa zbierania wszystkiego

W czasie spotkania przyjrzeliśmy się bliżej firmom, które gromadzą i przetwarzają nasze dane. Jako przykład wykorzystaliśmy firmy Axciom i Spokeo. Chociaż Axciom dysponuje danymi pół miliarda osób, to sposób tworzenia tych baz nie jest transparentny. Z kolei Spokeo nie ukrywa swoich źródeł: dane zasysa z portali społecznościowych, książek telefonicznych, danych statystycznych i demograficznych i na ich podstawie tworzy bardzo szczegółowe profile indywidualnych osób. Dostęp do nich może wykupić każdy - zarówno osoba prywatna, jak i firma head hunterska. Naturalną pokusą jest zbieranie wszystkiego co się pojawi w Internecie, także danych osobowych. Te bazy danych (...) to przykłady systemów, które gromadzą wszystko. Wszystko w jednym miejscu, po to żeby mieć dużą uniwersalność. - skomentował Piotr Prajsnar.

Integracja, czyli dlaczego lepiej nie kupować znajomym papierosów

Jak jednak zauważyli nasi goście, do zjawiska gromadzenia danych zdążyliśmy się przyzwyczaić i je zaakceptować: Ten proces zbierania i przetwarzania danych, trwa od wielu, wielu lat. (...) - stwierdził Jacek Wójcik. Obecnie mamy jednak o wiele większe możliwości integracji tych danych. Kiedy możemy się z nią spotkać? Michał “rysiek” Woźniak mówił: Nie palę papierosów, a jestem w stanie przypomnieć sobie kilka sytuacji, kiedy kupowałem papierosy, bo poprosił mnie o to kolega. I nagle w mojej historii kredytowej okazuje się, że pojawia się paczka papierosów tu i ówdzie. Na podstawie historii jego rachunku, bank mógłby jednak uznać, że jest palaczem. A że statystyki pokazują, że palacze częściej zapadają na nieuleczalne choroby, bank mógłby stwierdzić, że taki ryzykowny klient powinien płacić wyższe ubezpieczenie kredytu. Oczywiście możemy uznać, że dana firma wyciągnęła z dostępnych danych błędne wnioski i zdecydować się na usługi innego banku. Może się jednak okazać, że - dzięki rosnącym możliwościom integracji danych - zmiana banku nic nie da, gdyż “plotka” o tym, że jesteśmy klientem wyższego ryzyka znajdzie się już w innych bazach.

A ty w jakiej cyberdzielnicy mieszkasz?

Podczas spotkania zastanawialiśmy się również, na ile profilowanie ułatwia nam dostęp do treści w Internecie, a na ile utrudnia. Przywołaliśmy koncepcję redlining: termin ten służył w latach 60. do opisania polityki banków i innych instytucji, które nie chciały inwestować w nieatrakcyjne dla nich obszary miasta, np. biedne dzielnice zamieszkane przez Afro-Amerykanów. W efekcie część mieszkańców miasta była pozbawiona dostępu do podstawowych usług. Według niektórych badaczy, na przykład Lori Andrews, obecnie można mówić o zjawisku webliningu: Teraz mapą, w oparciu o którą odbywa się segregacja w dostępie do usług [redlining], nie jest mapa geograficzna, ale mapa twoich podróży po sieci. Nowy termin - weblining - odnosi się do praktyki pozbawiania nas pewnych możliwości ze względu na to, kim jesteśmy w cyfrowym świecie.

Z tezą, że profilowanie może prowadzić do dyskryminacji, nie zgodził się Dominik Batorski z Uniwersytetu Warszawskiego: Uważam, że ryzyko dyskryminacji jest dużo większe w przypadku tradycyjnych badań marketingowych. Natomiast w momencie, kiedy mamy więcej informacji o poszczególnych użytkownikach i ich zainteresowaniach, to tak naprawdę można zmniejszyć ryzyko dyskryminacji.

Prywatność: na kim spoczywa odpowiedzialność?

Czy internauta ponosi odpowiedzialność za zachowanie bądź utratę swojej prywatności? Czy też biznes, który zarabia na danych, powinien być odpowiedzialny za prywatność swoich klientów? Jak daleko prawo powinno chronić prywatność internautów? Opinie były podzielone:

Postanowiłam zablokować cookiesy zupełnie, radykalnie. Poszło szybko. Po zablokowaniu ciasteczek chciałam skorzystać z płatnego programu, z którego korzystam w pracy. Okazało się, że nie działa. Odblokowałam cookies i wszystko wróciło do normy. Pomimo tego, że chciałam świadomie zrezygnować z cookiesów, okazało się, że nie mogę tego zrobić. Potrzebne są regulacje - opowiedziała jedna z uczestniczek spotkania.

Ewa Siedlecka, dziennikarka Gazety Wyborczej: Zgadzam się, że powinniśmy świadomie zamieszczać o sobie informacje w internecie. Jednak nie zgadzam się na taką rzeczywistość jak w latach 70., gdzie na wszelki wypadek lepiej za dużo nie mówić, bo ktoś to wykorzysta przeciwko tobie. Chciałabym być wolna i móc mówić co myślę, a nie zastanawiać się, że ciągle ktoś mnie podsłuchuje, targetuje, profiluje. (...) Tak jak w bioetyce, tak tutaj powinny być przyjęte pewne ramy, co może technologia, a czego nie.

Piotr Prajsnar: Musimy więc nauczyć się radzić sobie w nowych okolicznościach. Nauczyć się, my jako ludzie, ale też ustawodawca pełni tutaj bardzo ważną rolę. Powinien narzucić jakieś normy. Na pewno potrzebna jest edukacja, potrzebna jest też lepsza polityka informacyjna biznesu.

To pytanie pozostaje aktualne: czy możemy liczyć na to, że biznes zadba o nasze prawa, czy też użytkownikowi nie pozostaje inne wyjście jak nauczyć się być nieuchwytnym dla niewidzialnej ręki profilowania?

Newsletter

Otrzymuj informacje o działalności Fundacji

Administratorem twoich danych jest Fundacja Panoptykon. Więcej informacji o tym, jak przetwarzamy dane osób subskrybujących newsletter, znajdziesz w naszej Polityce prywatności.